Skip to main content

Stone Town & Prison Island – Zanzibar

Witajcie kochani 🙂 Troszkę mnie nie było…ale już jestem 🙂 Wczoraj wróciliśmy z Zanzibaru…lwy nas nie pożarły 🙂 Od razu zabieram się za nadrabianie zaległych postów…a jest tego trochę 🙂 Dziś mam dla was relację z trzeciego dnia, kiedy to wybraliśmy się do Stone Town i na Prison Island…

Ally czekał pod naszym hotelem już sporo przed czasem, nie wiem, czy to tylko taki jego przywilej czy wszyscy Zanzibarczycy są tacy punktualni, ale całkiem nam się to spodobało. Jak tylko wsiedliśmy do samochodu, nie mogłam sobie odmówić zażartowania, czy znowu mamy pusty bak 🙂 no i nie pomyliłam się 🙂 pierwsze co to pojechaliśmy zatankować, na szczęście tym razem na stację i co najważniejsze było na niej paliwo 🙂 dobry początek dnia, przynajmniej nie stracimy godziny na poszukiwaniu kilku litrów benzyny. Do Stone Town jechaliśmy jakąś godzinkę, przyglądając się życiu na ulicy, nie odrywałam nosa od szyby. Udało mi się zrobić nawet kilka fotek w biegu. Niestety w związku z tym, że były robione z pędzącego samochodu nie powalają ani kadry ani ich jakość. Ale bardzo chciałam wam pokazać życie na ulicach Zanzibaru, więc wrzucam takie jakie mam…

Kiedy dotarliśmy już do centrum, zatrzymaliśmy się przy porcie, Ally poszedł załatwić nam łódkę, którą to przedostaliśmy się na maleńka Prison Island, na której znajdują się ruiny więzienia i ogromne lądowe żółwie. Przepłynięcie trwało ok 20 min.

Nazwa wyspy pochodzi od zbudowanego w XIX wieku więzienia, w którym przetrzymywano zanzibarskich niewolników. Z dawnego więzienia zostały już tylko mury, obecnie największą atrakcją wyspy są potężne żółwie Aldabry sprowadzone z Seszeli u kresu XIX wieku. Najstarsze okazy tego gatunku dożywają nawet 250 lat, osiągając wagę 400 kg!

Tutaj możecie zobaczyć jakie z nich olbrzymy:) Można je dotykać, głaskać, karmić kapustą…bardzo lubią kiedy drapie się je po szyi, wyciągają wtedy mordkę tak wysoko…niemal jak koty 🙂

Pogłaskaliśmy żółwie i zrobiliśmy rundkę po pozostałościach więzienia. Muszę przyznać, że widoki mieli do pozazdroszczenia 🙂

 

 

Po zwiedzeniu wysepki Ally zaprowadził nas do lokalnej restauracji, albo raczej jadalni na obiad. Chcieliśmy zjeść coś typowo ichniejszego, ale ponieważ nazwy z menu nic nam nie mówiły zdaliśmy się na naszego przewodnika i wybraliśmy to co ona nam polecił. Niestety nazwy nie zapamiętałam, ale pyszne było.

Po obiedzie, z pełnymi brzuszkami wyruszyliśmy na zwiedzanie miasta. Zaczęliśmy od miejskiego bazaru, na którym kupić można było dosłownie wszystko. Tłumy ludzi powodowały, że musieliśmy uważać, żeby się nie zgubić, a co najważniejsze żeby nie zgubić naszego przewodnika 🙂

Ośmiorniczki…

 Wędzone rybki…

Daktyle…

Świeże szprotki…choć po kilku godzinach na słońcu, mogą takie świeże już nie być…:)

 Ubrania prosto z naczepy samochodu…:)

Makaron we wszystkich kolorach tęczy…

 I oczywiście przepyszne, słodkie jak miód banany 🙂

 Odwiedziliśmy też targ rybny…

I mięsny…

 I warzywno owocowy…

 Jak widać niektórzy zamiast pilnować interesu ucięli sobie drzemkę 🙂

Stone Town to niesamowite miejsce i choć na pewno znajdą się tacy, którym może nie przypaść do gustu mi jego klimat bardzo się spodobał. Niezliczona ilość klimatycznych, wąziutkich uliczek, w których zapewne bez pomocy Alliego błądzilibyśmy bez końca.  Małe knajpki, sklepiki z pamiątkami, rzeźbami, maskami, ręcznie robionymi za naprawdę dobre pieniądze. Można się w nie tutaj zaopatrzyć  jeśli ktoś takowe potrzebuje, bo lepszych cen już nigdzie później nie spotkaliśmy.  Targować się oczywiście trzeba, i to dość mocno. Mi udało się zbić prawie 70% ceny na 5 rzeźbach. Polecam zaopatrzyć się też w przyprawy…ja zakupiłam ich całe mnóstwo…bo lubię gotować 🙂

Stone Town czyli Kamienne miasto to właściwie dzielnica obecnej stolicy. To najstarsza część miasta pamiętająca czasy sułtanów osmańskich, którzy rządzili tutaj kiedyś, gdy handel niewolnikami był największym biznesem w tej części Afryki. Miasto jest stare i zniszczone. Nawet bardzo zniszczone ale to właściwie ten wilgotny klimat powoduje, że białe mury stają się czarne. Wąskie uliczki ze stykającymi się niemal dachami, bawiące się dzieci, kobiety w pięknych kolorowych sukniach, mężczyźni siedzący bezczynnie na schodach i tysiące kabli wiszących nad głowami…takie jest właśnie Stone Town…

Szwendając się po uliczkach próbowałam sobie wyobrazić jak to miasto wyglądało 100 lat temu, kiedy rządził sułtan, kiedy było pięknie i bogato, gdy tylu ludzi tutaj cierpiało podczas gdy sprzedawano ich na targu jako niewolników, kiedy musieli na zawsze opuścić swoje domy, rodziny, a często nawet stracić życie…

 

Jest jeszcze jedna rzecz, która zasługuje na szczególną uwagę: drzwi…przepiękne, kute, rzeźbione…nadawały nawet najbardziej zniszczonemu budynkowi uroku, klimatu…czegoś czego nigdy się nie zapomina…historia tych drzwi jest bardzo ciekawa. Takie masywne drzwi były kiedyś najważniejszym elementem każdego domu. Drzwi były symbolem bogactwa i pomyślności, swego rodzaju wizytówką. Najbardziej zamożni Arabowie najpierw zamawiali i stawiali drzwi, a potem dopiero dookoła nich budowli dom. Na wielu drzwiach nabijano potężne metalowe kolce. Moda ta przyszła z Indii. Tak zabezpieczone drzwi stanowiły zabezpieczenie przed włamaniem. Metody włamywania się w Indiach nie były subtelne 🙂 Po prostu dosiadano słonia i już prosto w drzwi, które słoń swoją siłą powalał i było się w środku. Jednak słonie bały się właśnie tych metalowych kolców. dlatego w ten sposób poprzez kilka rzędów wystających kolców zabezpieczano się przed włamaniami za pomocą słoni. Kupcy z Indii którzy w XIX wieku osiedlali się na Zanzibarze przenieśli tą modę tutaj. Byli bogaci i mieli czego pilnować choć na Zanzi słoni nie ma to drzwi zostały. Dla miłośników takiej sztuki Stown Tawn stanowi świetne miejsce na poszukiwanie oryginalnych, starych i pięknych drzwi.

Kolejnym miejscem, które odwiedziliśmy i które odwiedza chyba każdy turysta przybywający do tego miasta to dom gdzie rzekomo urodził się Farrokh Bulsara. Pewnie nikomu z Was nic to nie mówi ale… jak napisze Freddy Mercury to już wiecie o kogo chodzi 🙂 Ten genialny wokalista grupy Queen urodził się właśnie na Zanzibarze. Przy ulicy Kenyata jest dom, zupełnie niepozorny gdzie ponoć Freddy się urodził i spędził pierwsze 10 lat swojego życia. Tak na prawdę to nie wiadomo czy to ten dom, ale legenda ściąga tutaj tłumy. Najbardziej pewnie cieszy się właściciel sklepiku z pamiątkami na rogu, bo biznes idzie mu świetnie choć sprzedaje turystyczne badziewie 🙂 Oczywiście my też zrobiliśmy pamiątkowe fotki 🙂

Jednym z najważniejszych i najładniejszych zarazem budynków w Ston Town jest House of wonders, czyli dom cudów, a lokalna nazwa to Beit El Ajib. Był to pałac sułtana. Zbudowano go w 1883 roku. Pałac celowo wybudowano nad samym oceanem aby w komnatach czuło się rześki wiatr. Dlaczego dom cudów? Otóż dlatego, że był to pierwszy budynek gdzie był prąd i winda. Na ówczesne czasy wynalazki zupełnie zdumiewające i nowatorskie. Obecnie jest tam muzeum. Weszliśmy do środka, dostaliśmy nawet przewodnika, który oprowadził nas po komnatach, opowiedział spory i ciekawy kawałek historii, ale nie będę wam jej pisać…jak kiedyś tam pojedziecie, to sami usłyszycie 🙂

W połowie oprowadzania, przewodnik poinformował nas, że teraz jest jego pora na modlitwę, i zostawił nas samych 🙂 Religia pond wszystko 🙂

I obraz sułtana Barghasha ibn-Saida, który jako pierwszy sprzeciwił się hanlowaniu niewolnikami. Chwała mu za to!

A poniżej, w ogrodzie pałacu cmentarz rodziny sułtanów…

Po zwiedzaniu pałacu byliśmy już tak zmęczeni, że postanowiliśmy wracać do hotelu. Ja taszczyłam ze sobą cały dzień pełną torbę cukierków, lizaków i kolorowych pisaków, które chciałam dać jakimś dzieciakom. Ally zaproponował, że w drodze powrotnej zatrzymamy się na jakiejś wsi, co też uczyniliśmy…

Radość i uśmiechnięte buzie dzieciaków to było zdecydowanie najpiękniejsze zakończenie dnia 🙂

Po dotarciu do hostelu, czekała na nas przepyszna kolacja. Przy jednym długim stole wszyscy hostelowi goście…czyli w sumie 11 osób…kameralnie…przesympatyczna atmosfera, wymiana wrażeń z całego dnia, zdjęcia, wymiana maili…czuliśmy się niemal jak w dużym gronie znajomych 🙂

blog podróżniczy, Prison Island, relacja z podrozy Tanzania, Relacja z podrozy Zanzibar, stone town, The best of Zanzibar, wakacje tanzania, wakacje zanzibar

Reacties (25)

Laat een antwoord achter aan Ewa Reactie annuleren

Je e-mailadres wordt niet gepubliceerd. Vereiste velden zijn gemarkeerd met *